Niestety stało się. Z wielkim niepokojem obserwowałam propozycję zniesienia limitu składek ZUS dla „najbogatszych”, niestety, poszło bardzo szybko i mimo tego, że nawet sam ZUS „mówił”, że potrzebuje więcej czasu (około rok), zmiana wchodzi w życie już od nowego roku.

O co chodzi?

W skrócie – jakiś czas temu ZUS myślał przyszłościowo. Ustanowił maksymalny limit składek ZUS, jakie musi zapłacić pracownik pracujący na umowę o pracę, żeby potem nie musieć mu wypłacać zbyt wysokiej emerytury, na którą nie będzie mógł sobie pozwolić. I tak też od tamtego czasu etatowcy ze swojej pensji mieli odliczane składki ZUS tylko do momentu przekroczenia tego progu, czyli powyżej 30-krotności średniej pensji (około 120 tys. zł brutto), czyli np. do października, a za listopad i grudzień już nie.

Miało to duży sens – dzięki temu ZUS się chronił – bo nagle musiałby wypłacać emerytury wynoszące nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, a jak wiadomo, nie ma takich pieniędzy. Trzeba było ustalić jakiś spodziewany, górny limit.

I co teraz?

Wiadomo, na 500 plus skądś trzeba wziąć pieniądze. Zatem poszedł marketingowy bełkot do ludu, że najbogatsi nie płacą ZUS-u i że to nieuczciwe, bo biedni Polacy zarabiający po 1500 zł muszą go płacić. No i przeciętny Kowalski się zbuntował – dlaczego ja płacę, a oni nie! I potem już było łatwo. Bo pijarowo poszło. Postanowiono właśnie zlikwidować wszelkie limity w płatnościach składek ZUS.

W piątek sejm to przegłosował. Nie było jednogłośnie, bo: za ustawą głosowało 226 posłów, 209 było przeciw, 4 wstrzymało się od głosu, ale mimo to przeszło. Przeciwko były i związkowcy i pracodawcy. Obawiali się, że etatowcy przejdą z umowy o pracę na samozatrudnienie i nagle z dużych składek ZUS, będą płacić preferencyjne składki ZUS dla małych firm.

Szacunki pokazują, że rząd zyska na tym 5,4 mld zł. Sprawa dotyczy dotyczy ok. 350 tys. osób., czyli ok. 2 proc. Moim zdaniem, w praktyce ta kwota znacząco zmaleje, bo jeśli ktoś będzie miał nagle zacząć otrzymywać niższą pensję, to założy firmę i w kieszeni zostanie mu znacznie więcej. Zatem myślę, że to był kompletny strzał w kolano.

Finalnie wyszło tak, że teraz zabiorą te pieniądze, a w przyszłości i tak ich nie dadzą. To takie zwykłe okradanie ludzi, ale pod przykrywką. I to denerwuje najbardziej.

Już teraz większość osób dobrze zarabiających przechodzi na kontrakty B2B, bo to się po prostu zwyczajnie dużo bardziej opłaca. Zobaczymy, co będzie teraz. Najgorsze jest to, że to pewnie podniesie rankingi PIS-u :/