Dziś mój pracownik podesłał mi linka do tekstu, w którym przedstawiane są rewolucyjne zmiany w prawie pracy. Rzecz jasna na razie dopiero trwają ustalenia i różne dyskusje, ale to przecież najlepszy moment, by już teraz szczuć pracowników na pracodawców i odwrotnie.
Politycy trąbią na prawo i lewo, że wszystkie zmiany w kodeksie pracy i w pracy ogólnie (bo przecież kodeks pracy dotyczy tylko osób zatrudnionych na umowę o pracę), będą WYŁĄCZNIE na korzyść pracowników. Oczywiście, takie musi być podejście, bo przecież pracowników jest więcej niż pracodawców, a więc są oni większym elektoratem wyborczym. Jednocześnie, osoby dające pracę, są kreowane na „tych złych i niedobrych”. A umówmy się – wcale nie chodzi o dobro pracowników, a o więcej kasy do budżetu państwa.
Jasne, wydłużenie urlopu do 26 dni dla wszystkich pracujących, jest korzystne dla pracownika. I to pracodawca przełknie. Z mojego punktu widzenia to nic złego, bo w końcu te 6 dni mnie nie zbawi, a pracownik będzie bardziej wypoczęty, a co za tym idzie, bardziej efektywny.
No, właściwie nie do końca, bo jeśli wprowadzą konieczność zużycia całego urlopu do końca roku, tak jak w kilku krajach i po tym czasie on przepadnie, to niestety, ale pracownicy będą się buntować. Nie ma co, to super zmiany w prawie pracy.
Jednakże, większość zmian jednak dotknie właśnie pracowników. Mam tutaj na myśli WYMUSZANIE umów o pracę. I tu trzeba wziąć pod uwagę zarówno likwidację umów, nie wiedzieć czemu zwanych śmieciowymi, jak i brak możliwości założenia działalności gospodarczej i świadczenia usługi B2B dla „pracodawcy”-kontrahenta. Co ważne.
- W planie jest niedopuszczanie do sytuacji, że pracownik zakłada DG tylko po to, by świadczyć usługi tylko dla jednego kontrahenta. Bardzo łatwo policzyć, ile kasy zyska rząd na takiej zagrywce – przy koszcie pracodawcy 5000 zł i założeniu, że pracownik będzie miał preferencyjny ZUS, do kieszeni trafi mu 2 957 zł przy umowie o pracę i 3 978 zł przy B2B. Rzeczywiście, najwięcej zyska pracownik 😉 Nie ZUS i US.
- Zakłada się całkowitą likwidację umów cywilno-prawnych. Że tak górnolotnie zapytam – „W sensie, że jak?”. A co mnóstwem prac, dla których taka umowa jest jak najbardziej adekwatna? Ja rozumiem, że jest mnóstwo zawodów, do których one nie pasują i śmiesznie brzmi sprzątaczka z umową o dzieło. Ale co na przykład z ludźmi z mojej branży – nazwijmy ją internetową. Z freelancerami, którzy z jakichś względów nie chcą zakładać działalności. Albo z takimi na jednorazowe zlecenia – grafikami, programistami, copywriterami, tłumaczami – tego jest mnóstwo. Ktoś tu czegoś nie przemyślał.
- Pracodawca przeznacza najczęściej (tak, wiem, są wyzyskiwacze, ale nie to mam teraz na myśli) maksymalną konkretną kwotę, jaką może przeznaczyć na dane stanowisko. Jeśli teraz np. ktoś ma na umowę o dzieło na 3000 zł, to do ręki trafia mu przy 50% KUP 2730 zł, na B2B faktura na 3000 zł daje pracownikowi 2338,29 zł i tak dalej. W momencie, gdy pracodawca będzie ZMUSZONY do zmiany tych form umowy na umowę o pracę, to przecież nie wyrówna tej kwoty do góry (bo kosztowałoby go to dodatkowe 2000 zł na które najczęściej nie może sobie pozwolić), a raczej obetnie pracownikowi, co da mu piękne 1800 zł na rękę – i finalnie – pracodawca będzie płacić tyle samo, pracownik dostanie dużo mniej kasy, a znacznie więcej niż dotychczas trafi do FISKUSA i ZUS.
- Jasne, będzie trochę takich pracodawców, którzy po prostu zamiast dawać pracownikowi podwyżkę, wyrównają mu kwotę. Ale – 1. czy pracownik będzie wolał coś takiego? Czy może parę stówek więcej do kieszeni? 2. ci, którzy mogą sobie pozwolić na dawanie wszystkim umów o pracę w większości przypadków już dają 🙂
Dlatego kompletnie nie rozumiem, dlaczego zakłada się, że te zmiany w prawie pracy to wszystko DLA DOBRA PRACOWNIKA. Moim marzeniem zawsze było to, że jak zacznę zatrudniać ludzi, to pozwolę im wybrać formę zatrudnienia – ze wszelkimi plusami i konsekwencjami tego wyboru. A wiem, że sama nie wybrałabym umowy o pracę ze względu właśnie na ogromne różnice między kosztem pracodawcy, a kwotą netto.
A Was jakoś szczególnie dotkną te zmiany w prawie pracy? Czy nie za bardzo Was obchodzą?