Żeby nie było – ten wpis nie będzie dotyczyć posezonowych wyprzedaży. Jeśli tego oczekujesz, najlepiej sobie pójdź 🙂 Będąc w zeszłym tygodniu na urlopie w Pobierowie zauważyłam pewną prawidłowość – im bliżej zejścia na plażę, tym większe informacje o rewelacyjnych promocjach. Nie mam nic przeciwko obniżaniu cen, ale pod warunkiem, że komunikaty barów/restauracji/sklepów, nie robią ze mnie idiotki. No i zrobiłam dla Ciebie fotki – żeby był dowód.

promocje-1

Czy typowy Polak naprawdę nabiera się na to, że może kupić 3 pizze w cenie 2, albo 3 lody w cenie dwóch? Albo że wszystkie produkty w danej jadłodajni są przecenione o 50%? Albo że polewę dostaniemy gratis? Nie sądzę. Chociaż – nie jestem typowym Polakiem – ale nadal nie sądzę.

promocje-2

promocje-5

Czy oni (właściciele w/w miejsc) uważają, że jak zobaczymy na trwałe zamontowany banner, że wszystkie kawy są o połowę tańsze, to się na to nabierzemy? Przecież widać, że ten banner musiał dużo kosztować i że wisi tam od dwóch lat. Jest już nawet trochę wyblakły. Czy naprawdę uważają, że nabierzemy się na promocję 3 w cenie 2 i nie wpadniemy na to, że ceny pojedynczych sztuk są odpowiednio podbite?

promocje-3

promocje-4

Największym przegięciem była restauracja w Niechorzu, która oferowała, uwaga – „darmowy widok na morze”! Wow! Ekstra! Jeeeeej! Mogę za darmo zobaczyć morze – ale jazda!

promocje-6

I to było coś, co w pobycie nad polskim morzem uwierało mnie najbardziej. Gdzie się nie odwróciłam – promocje. Bałam się, że zaraz wyjdą mi z lodówki. Całe miasto, swoją drogą urocze, oblepione w tandetny sposób promocjami. Naprawdę można to było zrobić lepiej. I może czas przestać traktować Polaka jak debila, który łyka wszystko jak młody pelikan…

A co Ty sądzisz?