Może któraś z Was, drogie Czytelniczki, pomyśli, że to już przesada i że tak oszczędzać nie ma sensu, bo w końcu woda to woda i na niej oszczędzać nie wolno. Ale. No właśnie – ale. Jeśli i tak pijesz „zwykłą” wodę mineralną, taką za 0,8 zł za 1,5 l. butelkę, to naprawdę nie ma znaczenia, czy pijesz „kranówkę” czy właśnie tę wodę. Dziś pokażę Ci, dlaczego postanowiłam kupić dzbanek filtrujący wodę zamiast kupować mineralną.

Dotychczas piło się w moim dwuosobowym gospodarstwie domowym wodę w cenie 1,4-1,8 zł/1.5 l. Była to najczęściej Cisowianka lub Staropolanka. Dziennie schodziły dwie butelki. Żeby jednak rzetelnie przeliczyć oszczędność na filtrowanej wodzie, muszę wziąć pod uwagę wodę najtańszą – taką, która nie ma żadnych wartości itp. Zatem wodę, która kosztuje 0,8 zł za butelkę.

Dzienny wydatek: 1,6 zł. Tygodniowy wydatek: 11,2 zł. Miesięczny wydatek: ~50 zł. Bądźmy hardkorowe: roczny wydatek: 600 zł. Tyle schodzi na wodę mineralną. Jasne, można kupować 5-litrowe baniaki, ale jakoś nigdy nie byłam fanką.

W zeszłym tygodniu kupiłam dzbanek filtrujący Brita. Koszt – razem z zapasem filtrów na 3 miesiące – 59 zł. Średnia cena jednego wkładu to 15 zł (na allegro, w większej ilości, razem z przesyłką). Jeden filtr = jeden miesiąc. Zatem już teraz praktycznie dzbanek był gratis.

Jak więc łatwo policzyć, miesięczna oszczędność na korzystaniu z filtrowanej wody to 35 zł. Rocznie daje nam to już 420 zł. 420 zł, które można wydać na cokolwiek innego lub po prostu dorzucić do puli na wakacje. A pamiętaj, że taka woda naprawdę niczym się nie różni od najtańszej wody mineralnej (źródlanej?) z np. Biedronki.

Może w skali roku to 420 zł nie będzie dla Ciebie dużą kwotą, ale pomyśl, że znajdziesz jeszcze 2-3 takie oszczędności i już masz kasę na wakacje!

Warto tu również wspomnieć o innych plusach posiadania przefiltrowanej wody – można jej używać do mycia warzyw i owoców (jest czystsza), do gotowania w czajniku (mniej kamienia na nim osiada) itp.

A co Ty o tym sądzisz? Czy Twoim zdaniem to przesada? 🙂