Dziś komentarz. Chciałam nie poruszać tematów politycznych, ale ten akurat dotyczy pieniędzy i podatków, a to mnie interesuje, więc jednak. Stało się.
Jak to bywa przed wyborami, serwuje się nam mnóstwo papki marketingowej i nierealnych obietnic. Najchętniej politycy chcą dotrzeć rzecz jasna do jak najszerszej grupy docelowej. A taką właśnie grupą jest przeciętny Polak zarabiający pewnie ze 2000 zł. Nie chcę tu mówić o średniej krajowej, bo tę to wszyscy wyśmiewają. Przypominam, że średnia krajowa NETTO we wrześniu 2015 to 2894,43 zł.
Dlatego też świetnie działa trąbienie na prawo i lewo o podniesieniu progów podatkowych dla bogatszych. Mistrzem absurdu w tym wszystkim jest partia RAZEM, która proponuje następujące progi:
- 0% dla podstawy opodatkowania poniżej 12000 zł (to akurat plus, prawie 4 x wyższa kwota wolna od podatku niż obecnie)
- 22% ponad kwotę 12000 zł
- 33% ponad kwotę 60000 zł
- 44% ponad kwotę 120000 zł
- 55% ponad kwotę 250000 zł
- 75% ponad kwotę 500000 zł
Powiem Wam, że jestem czymś takim przerażona. Dawno nie czytałam takich bzdur. Przede wszystkim zauważcie, że partia RAZEM chce ogólnie podnieść podatek dochodowy, bo idąc średnią krajową czy też tą prawdziwą średnią, której nie da się określić, ale zapewne jest niższa, większość Polaków łapie się do drugiego progu podatkowego, który według nich miałby być większy aż o 4% od obecnego (przypominam, obecnie mamy dwa progi podatkowe – 18% i 32%). I równie dużo osób do trzeciego progu (czyli aż 15% więcej niż dotychczas).
I teraz dalej – osoby zarabiające na umowę o pracę kwotę 5000 zł brutto (czyli obecnie 3 550,19 netto!, no rzeczywiście, bogacze), będą się bały otrzymać podwyżkę czy premię, bo powyżej tej kwoty będą już musiały oddać aż 33% tych dodatkowych przychodów. Będą dostawać premie „na czarno”?
Dalej. Osoba zarabiająca aktualnie 7 034,39 zł netto (10000 zł brutto), powyżej tej kwoty, musiałaby płacić aż 44% podatku. Ja rozumiem, że dla większości Polaków zarabianie 7 tysięcy złotych to kwota nie do osiągnięcia, ale czy rzeczywiście ktoś, kto tyle ma, może być uważany za osobę na tyle bogatą, że może płacić ponad 40% podatku dochodowego? Moim zdaniem komuś takiemu jeszcze dużo brakuje, by mógł nosić miano bogatego.
I ogólnie – z jakiej niby racji ktoś taki miałby płacić tak duże podatki? Przecież osoby zarabiające więcej, już teraz dorzucają się do skarbu państwa znacznie bardziej niż osoby zarabiające mniej. Są bardziej aktywnymi konsumentami, kupują więcej i droższe towary. Dzięki nim do budżetu trafia znacznie więcej kasy chociaż z podatku VAT! No i ogólnie bardziej nakręcają gospodarkę.
Poza tym, dlaczego miałoby się karać osoby zarabiające dużo? Że niby powinniśmy zakładać, że jak ktoś zaszedł dalej, osiągnął sukces, to na pewno zrobił to nielegalnie? Że jest oszustem? Ja rozumiem, że takie jest podejście do ludzi, którym się udało, bo niestety jako Polacy jesteśmy bardzo zawistni, ale bez przesady! Może lepiej założyć, że ktoś sam i powoli doszedł do swojego sukcesu bardzo ciężką pracą?
Kolejna sprawa. Przecież osoby zarabiające dużo, załóżmy te pół miliona rocznie (przypominam, że brutto), to ludzie mega ogarnięci. Wiadomo, że nie pozwolą sobie na to, by oddać 3/4 podatku powyżej tej kwoty. Zatem zamiast do budżetu trafić 19% (aktualna stawka podatku liniowego, na której są ci, którzy zarabiają więcej, na kontraktach managerskich itp.), nie trafi nic, trafi okrągłe ZERO, bo sprawa zostanie załatwiona w taki sposób, żeby im nie odbierać.
Uchh, no to się nagadałam. A co Wy o tym sądzicie? Może macie odrębne zdanie? Chętnie podyskutuję.