Moje plany urlopowe w tym roku, w porównaniu do zeszłego, to szczyt braku organizacji. W 2014 wczasy czekały od stycznia (First minute) i bez problemu oraz z pewnością wyczekiwałam września, żeby udać się na Teneryfę.
Przez 9 miesięcy wiedziałam, gdzie jadę. Ale w pewnym momencie stwierdziłam, że jednak 3300 zł za osobę to trochę za dużo i w kolejnym roku uderzę w last minute.
I całe szczęście. Bo gdybym dziś miała na przykład zaplanowany wypad do Tunezji, to uderzyłabym chyba głową w ścianę. I cały czas czekam. Ale od początku. Plan był taki, żeby udało się zorganizować dwa wyjazdy. Jeden, tygodniowy i zarazem budżetowy, w lipcu oraz drugi, dziesięciodniowy w drugiej połowie września.
I zanim zaczęły się zamachy w Tunezji czy Egipcie, chciałam na te pierwsze, budżetowe wczasy, pojechać właśnie tam. Byłam dwa razy w Tunezji, więc teraz pasowałoby drugi raz zaliczyć Egipt. Bo last minute, All Inclusive, można było tam trafić za 1200 zł. Super cena, nie?
Nad polskim morzem wydasz pewnie więcej. Chyba że w domku campingowym. A dla mnie jak wczasy nad polskim morzem, to właśnie w takich warunkach, a nie w hotelu. Właśnie w miejscu, w którym można zrobić grilla. Ale niestety, nie ma szans, żeby znaleźć coś sensownego, półtora tygodnia przed wyjazdem. Za późno się obudziłam. No i nie ma gwarancji pogody.
Więc plan został – Turcja (tańsza opcja) i Grecja (droższa). I tak sobie myślałam, do momentu, gdy nie zadzwoniła mama i nie zabroniła jechać do Turcji. W sensie, że odradziła, bo jednak wiadomo, jaka religia jest tam dominująca. No to Grecja. Ale to przecież też niepewne. Bo bankructwo, bo kryzys. Niektórzy odradzają. Ba, niektórzy odwołują wakacje w Grecji!
Moim zdaniem jednak, przeciętny Grek z branży turystycznej, hotelarskiej czy gastronomicznej, nie da odczuć turyście, że coś jest nie tak. Bo jego restauracja czy hotel, to jego biznes. Jego być albo nie być. Dlatego też wydaje mi się, że nie ma się o co martwić.
Zatem najprawdopodobniej w moim przypadku będzie to Grecja. Na szczęście wybór nadal jest dość szeroki, bo nie mam określonego faworyta, jeśli chodzi o konkretną lokalizację. Właściwie bez znaczenia jest dla mnie to, czy będzie to kontynent, czy jakaś wyspa. No, może na KOS być trochę niebezpiecznie, bo tam teraz dużo imigrantów.
Przerażające, ile czynników trzeba wziąć pod uwagę, żeby tylko zaplanować sobie tygodniowe wakacje!
Na szczęście do urlopu zostało jeszcze 1,5 tygodnia! 🙂 Jeszcze dużo czasu, żeby coś wymyślić i zorganizować. Pewnie dopiero w przyszłym tygodniu zacznie się coś klarować.
First czy last minute?
A teraz jeszcze się odniosę do ceny – zawsze byłam przekonana, że last minute jest tańsze od first minute. Ale nie do końca. Bo wczasy na Teneryfie w tym standardzie, jak mój zeszłoroczny wyjazd, na ostatni moment kosztują mniej więcej tyle samo. A to już jednoznacznie przemawia za tym, żeby jednak decydować się na first, bo mamy znacznie większy wybór, niż to, co oferuje rynek na ostatni moment.
No i wyjazdy last minute to wyjazdy dla dwóch osób, bo zostają resztki. Jeśli chce się pojechać całą rodziną, tak, jak na przykład my rok temu, w szóstkę, trzeba jednak zdecydować się na wcześniejszą rezerwację wczasów. Bo inaczej nie znajdzie się takiej liczby miejsc.
A gdzie Ty w tym roku na wakacje?