Zdaję sobie sprawę z tego, że za chwilę zostanę zlinczowana – bo większość społeczeństwa uważa, że podwyżki dla polityków to okradanie państwa. Z jednej strony tak. Ale z drugiej – no właśnie – spójrzmy na to z obu perspektyw.

Z jednej strony – w żadnej firmie, w której źle się wiedzie – nie otrzymuje się podwyżek. Raczej zaczyna się zaciskanie pasa. Najczęściej to szef obcina sobie pensję (bo przecież nie będzie jej obniżał pracownikom!), a inni nie otrzymają premii. No bo premię otrzymuje się zwykle za świetne wyniki – za realizację celów. No. A Polska jest w trochę słabej kondycji finansowej. Długo Skarbu Państwa wynosi obecnie 881 873,7 mln zł, no to trochę słabo, żeby jeszcze powiększać go o kolejne 23 miliony złotych.

No tak. To jasne. Ale to jest właśnie jedna strona medalu.

Podwyżki dla polityków mają sens.

Z drugiej strony – podwyżek w rządzie nie było od 2008 roku. Pomyśl, ile Ty zarabiałeś 8 lat temu, a ile zarabiasz teraz. Ja wtedy zarabiałam grosze – jeszcze studiowałam – ale od 2010 otrzymywałam pensję. Obecnie mam 4 razy więcej. A tam? Tam od 8 lat zarabiają tyle samo. To pierwszy argument za słusznością podwyżek.

Drugi jest taki, że pensje dla polityków są na tyle niskie, że nikomu naprawdę świetnie wykształconemu i doskonale się nadającego do polityki, nie będzie się opłacało, żeby tam iść. FINANSOWO. Bo na przykład aktualnie zarabia 40 tys. zł miesięcznie (tak, ludzie na wysokich stanowiskach w prywatnych firmach tyle zarabiają i nie ma się tutaj co burzyć. Najczęściej zasłużyli na to ciężką pracą i całym życiem doszkalania się). Jasne, są wyjątki, jak np. premier Morawiecki. Ale tych wyjątków jest tak mało, że można je śmiało w statystykach odrzucić.

Zatem możemy wejść w błędne koło – jeśli nie będzie podwyżek – nikt sensowny nie „pójdzie w politykę” – i nigdy nie zmieni się w kraju nic, co miałoby spowodować zmniejszenie długu publicznego czy naprawdę świetny wzrost gospodarczy.

Żeby nie było – PiS to nie jest partia, na którą głosowałam. Hejtuję ich prawie za wszystko. Bo serio uważają, że są świętymi krowami i pozwalają sobie na to, na co chcą. Ale nie ma tu miejsca na moje prywatne wywody osobiste.

To, co chcę Ci przekazać, to to, że moim zdaniem podwyżki dla polityków są naprawdę konieczne!

Czy 24 tys. zł brutto za pensję prezydenta czy premiera (będą mieli niewielkie różnice), to dużo? 🙂 Śmiech na sali. Nadal. Zobacz:

podwyżki dla polityków

Źródło: http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/podwyzki-dla-rzadu-beda-co-rok-w-2020-roku,2,0,2125314.html

Wiem, że porównywanie pensji „naszych” polityków do polityków z zachodniej granicy jest słabe i nie bardzo ma odzwierciedlenie w rzeczywistości, ale jednak – nadal jesteśmy 100 lat za murzynami. Polscy politycy nadal zarabiają mniej niż np. czescy czy węgierscy (nie trzeba szukać „na zachodzie”.

No i jeszcze jedna ważna kwestia – pensja dla Pierwszej Damy! To jest coś, co już dawno powinno być uregulowane. Przecież taka kobieta MUSI zrezygnować z kariery zawodowej na rzecz braku wynagrodzenia, ba, nawet nie ma opłacanych składek emerytalnych! A przecież żoną prezydenta nie będzie do końca życia! Kwestia wysokości tej pensji to już inna sprawa – trzeba poddać dyskusji jej przyszłe obowiązki, skoro będzie już na etacie Państwa. Na pewno nie powinno być wtedy sytuacji, że Pierwsza Dama wstrzymuje się od głosu, gdy opinia publiczna jednoznacznie tego o niej oczekuje (pamiętasz, jeszcze niedawno w sprawie wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji Agata Duda po prostu milczała).

Ale znów – nie o moje poglądy polityczne tutaj chodzi.

Przekonałam Cię?